Zniknięte kotleciki z kaszy gryczanej

Kotleciki są takie, jak na zdjęciu… zniknięte. Znikają szybciej niż migawka aparatu zdąży je zarejestrować! Serwowane z jakąkolwiek zieleninką są bardzo przyjemnym i dość szybkim daniem.

Ugotujcie sobie 33-mililitrowy kubek kaszy gryczanej. Jeśli uda Wam się nie wyjeść pół gara na poczekaniu (co mi się zdarza), to dodajcie do tego rozkruszoną kostkę twarogu (znów: o ile nie wyjedliście połowy) i dalej to, na co akurat macie smaka. Ja daję nieco jarzynki (takiej bez glutaminianu), zioła prowansalskie w wyczuwalnej ilości, podobnież koperek i ze 2 garści poszatkowanego szczypiorku. PRZEPYSZNE są też w wersji zimowej z podsmażoną cebulką i boczkiem.

Sól, pieprz, wiadomo, farsz można pysznie smakować.

Jeśli nie zjedliście dotychczas całego farszu, to warto – póki jeszcze jest – przygotować kotleciki. Żeby dobrze się zlepiły, wbijam ze 3 jajka (bo lubimy jajka). Całą masę warto delikatnie i krótko ugnieść. Masa się delikatnie sklei i łatwiej uformować kotleciki. Wielkość kotlecików wedle uznania. Kotleciki trzeba dość mocno ugnieść w dłoni, żeby sie nie rozsypywały. Smażymy, bardzo delikatnie przewracając z brzuszka na plecki. Wot i cała filozofia.