„Na lwyby”, więc grzybki w occie

Starsi panowie dwaj śpiewali o rybach-„lwybach”-grzybach, Brzechwa dzieciom opowiadał o grzybach, które wypowiedziały wojnę muchom, a Młynarski – o rodzinnych obiadach, którym grzybki dały nazbyt szybki kres.

Podśpiewując więc radośnie, każdej jesieni idziemy na grzyby. Rok 2019 na Kaszubach – niewiarygodny wysyp.

Więc suszymy lub zaprawiamy.

Nazbierane NIETRUJĄCE grzyby czyścimy z igliwia, listków, trawy, ślimaków i piasku. Jeśli ubłocone po deszczach, możemy je opłukać zimną wodą. Oczyszczone grzyby kroimy w sporą kostkę. Mniejsze kapelusze zostawiamy w całości.

Zgodnie z zaleceniami znawców grzybiarstwa, obgotowujemy grzyby przez krótką chwilę. Wrzucamy na wrzątek i gotujemy 4 minuty. Odcedzamy.

Zalewa/marynata, to prosta sprawa. Kwestia tylko – odwieczna – kto ile octu lubi. Nasze proporcje na grzybki doprawione, ale nie nadmiernie:

Na trzy części wody jedna część octu. Na jedną część octu niecałe pół szklanki cukru. 8-9 kulek ziarna angielskiego, 3-4 listki, płaską niewielką łyżeczkę gorczycy, uczciwą łyżkę soli, pół łyżeczki pieprzu. Zagotowujemy.

Kroimy jedną cebulę w piórka, wrzucamy do wrzących przypraw, wyłączamy.

Słoiczki! Ważna rzecz! Umyć i sparzyć. Pokrywki tak samo.

Do słoiczków nakładamy obgotowane, odsączone grzybki, zalewamy marynatą, rozkładamy przyprawy. Ranty słoiczków i pokrywki wycieramy do sucha, zakręcamy mocno, stawiamy do góry nogami, by się zassały. Jeśli grzybki mają postać dłużej, to warto je zawekować.