Hmmm… to tylko tak połowicznie się zgadza. Są dwie wersje: jedna tylko piekarnikowa i druga, w której kalafior na początek można troszeczkę podgotować. Jednakże wynik jest zawsze chrupiący i wcale nie mdławy, jak to czsami z kalafiorem jest. A tak przygotowany można zjadać go jak na obrazku powyżej, czyli sam w sobie do ryżu na przykład lub jako składnik przeróżnych sałatek. Na przykład z cieciorką cuminową i polaną sosikiem tahinowym.
Podgrzać piekarnik do 220 stopni. Dużą blachę należy wyłożyć papierem do pieczenia.
1 kalafior umyć i podzielić na różyczki. Gląb albo odłożyć i zastosować go później i inaczej (zupa, kaszotto), albo obrać z twardej części zewnętrznej i pokroić w cienkie sztabki lub plasterki lub kosteczkę. W wersji pierwszej, bez gotowania, należy kalafior rozłożyć natychmiast na blaszce i polać 5 łyżkami oliwki wymieszanej z 1/2 łyżeczki soli, wsadzić do piekarnika i piec 30-40 minut. W wersji drugiej przygotowany kalafior wrzucić na 7 minut do gotującej osolonej wody i dopiero potem piec polany oliwką (ale już bez dodatkowej soli) 20 minut w piekarniku. Aż zrobi się wyraźnie brązowy na koniuszkach.
Aranżacja zdjęciowa: Jako, że miałam ochotę na kalafior bez sałatek, polałam tym razem kalafior nie tylko oliwką. Zrobiłam marynatę z 5 łyżek oliwki, 15 sztuk posiekanych kaparów, soku z 1/2 cytryny, 1 startym ząbkiem czosnku. Wymieszalam i na koniec wrzucilam 1 łyżkę tartej bułki wymieszanej z 1/2 łyżką startego na najdrobniejszej tarce parmezanu. I tym polalam mój kalafior. Dodatkowo posypałam garścią na drobno pokrojonej mięty. Był bardzo chrupiący i aromatyczny i pyszny!