Tak, takie sosidło w kolorze dyni. To w kolorze tak jesienne. Ale tak być nie musi. Wystarczy zamienić dynię batatami, albo zwykłymi ziemniaczkami i jest szybki i przepyszny obiad z dużą ilością sosu do ryżu, kaszy, czy też makaronu przez cały rok.
Jak często w moich przepisach nie ma tylko jednej wersji. Gotuję często z tego co akurat jest w lodówce i wymieniam składniki. Kieruję się dwoma zasadami: ma smakować! ma przyjemnie wyglądać!
Technicznie jest jeszcze jedna zasada ważna: oceniam 'twardość’ składników coby je potem w odpowiedniej kolejności powrzucać do gara.
Wczoraj pokroiłam w kosteczki 1/2 dyni hokaido. Wypucowana i oczyszczona z pestek, ale ze skórką. 1 niewielką brukiew jadalną (na przykład kaszubską) – też w kosteczkę, 4 marchewki średnie w talarki, 1 cały por (też z zielonym!) w podłużne plasterki i garść łodyżek świeżej pietruszki pokrojonej na małe kawałeczki. Do tego 1 większą cebulę szalotkę w plasterkach, 3 średnie ząbki czosnku i 2 plasterki imbiru w drobną kostkę i 2 duże garście zielonego mrożonego groszku (oczywiście może być świeży, ale w żadnym wypadku z puszki, bo ani nie będzie ślicznie zielony, ani słodki i ani nie będzie przyjemnie al dente do zagryzania). Ponadto wygrzebałam jeszcze kilka liści mięty, ale te można zastąpić listkami pietruszki, szczypiorkiem, koperkiem, kolendrą lub innymi świeżymi tymiankami – co lodówka, parapet czy ogródek ma do dyspozycji. I tak to wyglądało (jeszcze bez groszku, ale za to z garem gotującego się ryżu)…
A jak to gotuję? W dużym garnku na 3 łyżkach oleju rzepakowego (może być słonecznikowy) podpiekam cebulkę. Jak się zeszkli wrzucam czosnek i imbir. No i smaczek dodatkowy: u mnie 1 łyżka pasty czerwonego tajskiego curry. Ale spokojnie można użyć dowolnej innej pasty, a także przecieru pomidorowego. Ta czerwień przecieru w parze z marchewką, dynią/batatem dodaje później sosikowi pomarańczowego koloru. Lekko podsmażyć ciągle mieszając. Jak zacznie się za bardzo przypalać można dolać kilka łyżek mleka kokosowego lub wody. Po 2-3 minutach wrzucam dynię, brukiew i marchewkę. Dodaję resztę mleka kokosowego (razem 1 puszka) i ewentualnie wody. Wszystkie jarzynki mają być przykryte. 1 płaską łyżeczkę soli, tyleż cukru i do woli pieprzu lub chili na ostrość (nie dodawałam, bo moja pasta jest bardzo ostra sama w sobie).
Gotujemy do zmięknięcia jarzyn. Teraz wrzucam wszystko co zielone (por, pietruszkowe łodygi, jeszcze zamrożony zielony groszek) i gotuję jeszcze 2 minuty. Por ma chrząścić świeżością między zębami, a zielony groszek ma się ogrzać i pozostać zielony. No i sos gotowy. Na stole posypujemy danie świeżymi ziółkami. Moja mięta dała do tego jesiennego sosidła dodatkowo bardzo dyskretną nutkę lata 🙂
Oczywiście można wymieniać jarzynki! Marchewkę i dynię lub bataty/ziemniaki oraz por zostawiłabym. Brukiew jest smakowo prawie zimowa i nie wszyscy ją lubią. Zastąpić można ją kalafiorem, kalarepką, ziemniakami (jak jeszcze ich nie użyliśmy zastępczo), albo całkiem pominąć. Zielone podmienniki to fasolka zielona (świeżą trzeba ewentualnie dłużej gotować) lub zamrożona fasolka edamame, bób, brokuły, jarmuż czy kapusta włoska lub – wtedy biała – zwykła. Ponadto można użyć świeżej papryki w różnych kolorach lub cukinię. Co wam smakuje i w oko wpadnie.