To był wybór Agatki. Ona kocha jedzonko, które dobrze robi naszej duszy. Obojętnie ile tłuszczu, cukru – i co za tym się kryje – kalorii to jedzonko w sobie kryje. Przepis mamy z książki 'Kuchnia Abrahama’, która ma przepyszne i w większości do tego proste przepisy z Izraelu i Palestyny. Ślimaczki są z rozdziału o kuchni z Tel Aviv. Podam przepis podany w książce, ale nie miałam akurat pod ręką wszystkich składników i troszkę poeksperymentowałam.
Zaczynamy od ciasta: 300 gramów białej mąki, 200 gramów masła, 60 gramów cukru pudru, 1/2 łyżeczki soli, 1 jajko i 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia starannie wymieszać i wyrobić na jednolitą gładką kulkę. Obojętnie czy rękoma czy w mikserze. Tę kulkę zawinąć w folię i wlożyć do lodówki na 30 minut.
W międzyczasie przygotowujemy wypełniacz: 200 gramów ciemnej czekolady i 60 gramów masła (już wspomniałam, że tu kalorii liczyć nie należy!) mieszając podgrzać w kąpieli wodnej aż masa ta zrobi się gładka i spójna. Teraz odstawiamy ją do ostygnięcia do temperatury pokojowej i następnie na 5 minut do zamrażarki. Co to jest kąpiel wodna? U mnie wygląda to tak: w małym w obwodzie garnku podgrzewam wodę coby parowało i nad nią w jeszcze mniejszym garneczku (może też być miska żaroodporna) umieszczam składniki do rozpuszczenia. No i mieszam tak długo, aż się połaczą w jednolitą płynną masę.
Podgrzewamy piekarnik do 180 stopni.
Przygotowane ciasto wyjąć z lodówki i rozwałkować na blacie podsypanym lekko mąką do rozmiarów 50×30 centymetrów. Mi się oczywiście tak dokładnie nie udaje, ale próbuję. Teraz należy wcześniej przygotowaną masę czekoladową rozsmarować na cieście i posypać 150 gramami rozkruszonej chałwy (za pierwszym razem zastąpiłam niełuskanym prażonym sezamem i smakowało nam lepiej niż następnym razem z chałwą). Ciasto zrolować w wałek wzdłużnie i dobrze przyklepać. Następnym razem zrobiłam sobie łatwiej: ciasto rozwałkowywałam bezpośrednio na folii. Łatwiej było zwinąć.
Na blaszce rozłożyć papier do pieczenia. Rolę ciasta pokroić na 12 plastrów. U mnie było więcej. Może powinnam pokroić grubiej. Ślimaczki położyć na blaszce niezbyt ciasno. Muszą mieć miejsce do rozwinięcia się. Piec 20 minut, aż będą złotobrązowe. Potem powinny co najmniej 20 minut ostygnąć (inaczej są za kruche i się rozpadają… co oczywiście Agacie nic nie robi i pierwszy ślimak zatraca się zaraz po wyłączeniu piekarnika).