Marmolada prawie wytrawna z suszonych morelek

Właściwie powinno się teraz robić marmoladki ze świeżych owoców, ale przy porządkowaniu szafek stwierdziłam, że te suche morelki to już za długo czekają na zniszczenie i… jest ich za dużo. Odłożyłam kilkanaście sztuk a z reszty kombinowałem tężę marmoladkę.

Zużyłam prawie 1/2 kilograma naturalnych bezsiarkowych suszonych moreli. Te są same w sobie ciemne. Nie pomarańczowo słoneczne. Ale zdrowsze. Po przemyciu zamoczyłam je w całości (wody tyle, że owoce się tak z nadmiarem utopiły) na dłużej. Co najmniej przez noc. Najlepiej od razu w garnku, w którym będą się gotowały.

No to postawiłam na piecyk tak jak się moczyły. Na średnim ‚ogniu’ powoli gotować. Dodałam 1 łyżkę brązowego cukru. I laskę wanilii. Gotuje się tak długo, aż zaczną się rozwalać. Długo. Jak zaczynają się przyczepiać do denka, to chlapnąć wody. Mieszać często. Jak już się morele rozkładają dodałam sok z 1 cytryny. Ponadto miałam 2 starsze jabłka. Obrałam, pokroiłam w niedbałe kawałki i dorzuciłam do moreli. Po dalszych 10 minutach zaczęłam je rozgniatać moim ulubionym narzędziem kuchennym: ubijakiem/rozgniataczem do ziemniaków. Można zapewne zmiksować, ale ja lubię w marmoladce kawałki owoców. Wyjęłam wanilię i przepakowałam do słoiczków.

Spróbowałam: marmoladka jest bardzo mało słodka, właściwie wytrawna. Używalna do śniadania, ale także do sosów i jarzynek (czerwona kapusta!). Jak ta się zużyje to spróbuję zrobić całkiem nie słodką: może z garam masalą? może z listkiem laurowym, jałowcem? albo… zobaczę co mi się jeszcze nawinie.